Pierwszy odpoczynek mieliśmy bodajże w Gironie. Upał, upał i jeszcze raz upał. Był środek lata, nie dało się o tym zapomnieć. Do Barcelony dotarliśmy około 14 godziny. Jakieś 3 godziny opóźnienia. Szybko znaleźliśmy metro, którym dostaliśmy się do portu(bodajże jedna przesadka, nie było problemów z przemieszczaniem się, pomimo wielkich bagażów). W porcie kupiliśmy bilety na prom sieci Balearia, była to wówczas najdroższa sieć (jakieś 60euro w jedną stronę). Dziś (2008) linie są o wiele droższe niż sprzed tych dwóch lat, jest nawet o 100% drożej, dla nas, obcokrajowców, oczywiście :)
Czekając na prom pochodziliśmy troszkę, ale nie dużo po Barcelonie, a raczej po okolicy portu. O 23 byliśmy już na promie płynącym na Majorkę... :)